POŁAMANE ŁAPKI

Mistrz Polski Agility 2008, 2011,
Puchar Polski Agility 2010,
Reprezentant Polski na Mistrzostwa Świata Agility 2009,2010,2011 ( 2012 rezerwowa – wycofana ze względów zdrowotnych )

Oxa nieszczęśliwie wpadła pod auto, połamała tylną łapkę. Z Bydgoszczy do Wrocławia trafiła w bardzo złym stanie, z poważnymi powikłaniami. Gdyby nie dr Janusz Bieżyński, łapki prawdopodobnie nie dałoby się uratować. Oxa nie tylko jest doskonałą suką sportową, ale bardzo zasłużoną suką hodowlaną. Urodziła Bravę – zdobywczynię drugiego miejsca w biegu agility na Mistrzostwach Świata Agility 2012.

Gdyby dr Janusz Bieżyński nie ratował z takim poświęceniem Oxy, nie byłoby sportowych sukcesów ani jej, ani jej dzieci. 

Historia Oxy:

Oxę przywieźliśmy z Czech, wracając z zimowych ferii spędzonych w Karkonoszach. Miałam do wyboru dwie suczki z pięciorga szczeniąt. Oxa miała ogonek i była od swojej siostry dużo jaśniejsza, trochę większa i zdecydowanie odważniejsza. Gdy niespodziewanie inna pyrka skarciła szczeniaki, na placu boju została tylko Oxa i to zdecydowało o wyborze.

_
Oxa od początku wspaniale pracowała i szybko się uczyła. Często miałam pokusę, by robić z nią sekwencje za trudne i stawiać jej za duże wymagania. Ona dzielnie to znosiła i nie dała się stłamsić nadmiarem pracy.

Pierwsze starty zerówkowe przyniosły pierwsze dyskwalifikacje, ale i pierwsze zwycięstwa. Było bardzo obiecująco. 

Wtedy zdarzyło nam się nieszczęście. Oxa wybiegła na bardzo ruchliwą dwupasmową drogę. Potrącił ją samochód, złamał jej nogę i bardzo potłukł. Natychmiast zawiozłam ją do weterynarza. Na szczęście USG wykazało, że narządy wewnętrzne pracują normalnie. Noga, całkiem odłamana w połowie długości kości udowej, miała być operowana nazajutrz.

Operacja się udała. Lekarz złożył nogę starannie, podokładał nawet odłamy, wprowadził gwóźdź do jamy szpikowej, założył opatrunek obejmujący całą kończynę dolna, aż do pachwiny. Po dwóch tygodniach zaczęło dziać się coś złego. Pies posmutniał, stracił apetyt, a przy stawie biodrowym można było wyczuć wysuwający się drut. Natychmiast pognałam do weterynarza. Lekarz kazał zawinąć i czekać dwa tygodnie. Wytrzymałam tydzień, bo drut był już widoczny pod skórą. Odwinięta noga okazała się rozłamana na nowo. Decyzja lekarza, natychmiast operujemy.

Kolejna operacja polegała na odrzuceniu odłamów i wprowadzeniu do jamy szpikowej tym razem dwóch gwoździ. Założono opatrunek sięgający 2/3 uda i odesłano nas do domu na dwa tygodnie. Oxa nadal była osowiała, jadła tylko z ręki i tylko dlatego, że ją o to prosiłam. Po tygodniu pod skórą zaczęłam wyczuwać ostrze gwoździa. Pojechałam do weterynarza. Zrobiliśmy zdjęcie, na którym widać było, że jeden drut wysunął się tak, że końcówka ustawiona pod kątem do osi kości znajduje się na wysokości przełomu. Byłam przerażona, a lekarz kazał zawinąć i poczekać dwa tygodnie. 

Nie czekałam. Natychmiast zadzwoniłam do dr. Janusza Bieżyńskiego. Porozmawiał ze mną, obejrzał wysłane mailem zdjęcia RTG i kazał natychmiast wyjąć gwoździe. Nie ufając już nikomu, pojechałam z Oxi do Wrocławia. Dr Bieżyński wyjął gwoździe, odblokował kolano, przepisał antybiotyk i zalecił spacery, pływanie po zagojeniu szwów. Okazało się, że wywiązało się zakażenie kości i zaczął się tworzyć staw rzekomy. Opatrunek zakładany w Bydgoszczy działał jak wahadło i nie zabezpieczał łapy, wręcz przeciwnie. Dopiero niedawno pan doktor potwierdził mi to, co wtedy przypuszczałam –jeszcze chwila i groziłaby Oxie amputacja łapy. 

Oxa po tygodniu podawania antybiotyku poweselała, nabrała apetytu i po kolejnym tygodniu zaliczyła pierwsze pływanie i radosne tarzanie w trawce.  

Wreszcie stan Oxy poprawił się na tyle, by można ją było ostatecznie operować, już po raz czwarty, jeśli wliczyć wyjmowanie drutu. Operacja trwała bardzo długo, ponad dwie godziny. Dr Bieżyński musiał odciąć końce kości przy przełomie, bo była w nich martwica, "wyczyścić" jamę szpikową, włożyć do niej gąbkę antybiotykową, która stopniowo uwalniała antybiotyk w miejscu operacji i ulegała absorbcji, ustawić kończynę w jak najlepszej osi, wywiercić cztery otwory i założyć płytę stabilizującą, która była umieszczona na skórze, po to, by przy demontażu nie trzeba było jej kolejny raz Oxy operować. Okazało się, że pierwsze dwie operacje były przeprowadzone brutalnie, z dużymi cięciami, które spowodowały wielkie blizny i zaburzenie ukrwienia. Noga po operacji była krótsza o około 5-6 cm i miała być kikutem do podpierania. 

_Nastały długie tygodnie czekania na zrost, pielęgnacja odleżyn, wyprawy do Wrocławia na zmiany opatrunku (tym razem obejmował kończynę dolną i miednicę). To, w jaki sposób pani technik modelowała opatrunek, ile wkładała w to serca i starania, zasługuje na górę medali. 

Wreszcie się udało, kontrolne zdjęcie pokazało, że jest zrost. Wróciłyśmy do domu już bez płyty i zaczęłyśmy rehabilitację: pole elektromagnetyczne, soluks (to, co udało nam się pożyczyć), masaże, ruchy bierne i redresje (przydało mi się moje wykształcenie rehabilitacyjne), na koniec zimne okłady i delikatne spacery. 

Nastał czas małych cudów: „Wydawało mi się, że stanęła na nodze! Na pewno stanęła! Chodzi na niej! Zakłusowała! Podrapała się za uchem!!!" 

Oxi wróciła do sportu. Znowu biega i czasem nawet wygrywa ze zdrowymi psami! Zawdzięcza to wspaniałemu lekarzowi, dr. Januszowi Bieżyńskiemu z Wrocławia, ale także własnej, wielkiej, pyrkowej pasji życia. Owczarki pirenejskie właśnie takie są. Mają pasję życia!

Magda Domańska

Oxa https://www.youtube.com/watch?v=2jbVESPWprQ


Po kilku latach oczekiwania i namawiania partnera na border collie, a końcu mi się udało. Na początku września ubiegłego roku pojechaliśmy do Otwocka do hodowli Q’Celtic odebrać wymarzonego psa. Jasne było, że skoro zdecydowaliśmy się na bordera, musimy z nim pracować.

Już wcześniej rozglądaliśmy się za odpowiednim ośrodkiem szkoleniowym, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się na Agility de Luks i na zajęcia pod fachowym okiem pani Beaty i pani Danusi. Plany były ambitne – agility i obedience. Pokrzyżowało nam je jedno wydarzenie. Wieczorem 10 grudnia, jak zawsze po pracy, wyszliśmy pobawić się z psami na trawnik niedaleko naszego bloku. Piłeczki, szarpak itd. Nagle, gdy któreś z nas rzuciło Enzo zabawkę, rozległ się przerażający pisk. Pies stanął i już wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Było około godziny 21.00, więc zdecydowaliśmy pojechać do najbliższego weterynarza. Diagnoza była jasna – pies ma złamane 3 albo i 4 kości śródręcza. „Nie wiadomo dokładnie ile, bo RTG było robione na szybko i szczegółów nie widać”– tak, to usłyszałam. Na łapę nałożono gips i kazano nam przyjechać następnego dnia, żeby ustalić termin operacji (miała ona polegać na scaleniu złamanych kości za pomocą gwoździ albo śrub). 

Po powrocie do domu, w emocjach zadzwoniłam do pani Danusi, bo chciałam jak najszybciej zgłosić, że do wiosny Enzo jest wyłączony z wszelkich zajęć. Po chwili zadzwoniła do mnie pani Beata, opowiedziała o swojej borderce, która również miała złamaną łapę i poradziła, abym nie decydowała się na operację, a udała się na konsultację do dr. Janusza Bieżyńskiego. Następnego dnia pojechałam ze zdjęciem rentgenowskim do Katedry Chirurgii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Lekarz je obejrzał i na szczęście nie odmówili nam pomocy. Miałam przyjechać z psem kolejnego dnia rano. 

Gdy tylko zobaczył Enza, spytał, kto w taki sposób nałożył mu gips, bo przecież pies ledwo mógł chodzić (na zdjęciu poniżej widać jak to wyglądało).

Psu zrobiono kolejne RTG, ale tym razem Enzo został poddany narkozie, aby wszystko było dobrze widoczne.
Obraz ze zdjęcia widać poniżej.
Po dłużej chwili dr Bieżyński zaprosił mnie do gabinetu. Na spokojnie wszystko wytłumaczył i zdecydowanie odradził jakikolwiek zabieg. Uznał bowiem, że jest duża szansa, iż łapa w ciągu kilku tygodni zrośnie się sama, tym bardziej, że pies miał 5 miesięcy i był w okresie intensywnego wzrostu. 

Łapa wymagała nastawienia. Udało się nastawić trzy paliczki, ponieważ na czwartym był już obrzęk. Psu nałożono nowy gips i za tydzień mieliśmy przyjechać na wizytę kontrolną. Zdjęcie poniżej przedstawia Enza po pierwszej wizycie – na pierwszy rzut oka widać, że gips jest inaczej założony. Pies mógł swobodnie się poruszać, nie tak jak poprzednio.

Enzo już po dwóch dniach zdecydował jednak, że znudziło mu się noszenie gipsu i w nocy go obgryzł, więc znowu musiałam jechać na bandażowanie. Tutaj szczególne podziękowania należą się pani Marzence, która współpracuje z dr Bieżyńskim. To przemiła osoba, bardzo pomocna i z dużym poczuciem humoru. Serce na gipsie jest tego dowodem :)

Po kilku wizytach (jedna wypadła tuż przed sylwestrem, więc dr Bieżyński przyjął nas w swoim przydomowym gabinecie) nastał dzień zdjęcia gipsu i przejścia na tzw. „miękki opatrunek”. Dnia 10 stycznia pojechaliśmy na – jak się okazało – ostatnią wizytę. Psu zrobiono RTG, jego wynik znajduje się poniżej. Trzy paliczki były zrośnięte prawie idealnie, jeden trochę mniej.

Enzo wrócił już do sportu i znów biega jak szalony. W imieniu swoim i mojego psa bardzo chciałabym podziękować dr Januszowi Bieżyńskiemu. Myślę, że to, co napiszę dalej, śmiało mogą potwierdzić inni właściciele zwierząt leczonych przez doktora. Mimo że początkowo dr Bieżyński wydaje się trochę „szorstki”, jest profesjonalistą, jakich mało w naszym kraju. Ma dużo cierpliwości (nawet dla takiej panikary, jak ja), jest konkretny i widać, że nie wykonuje swojej pracy dla zysku, ale że to jego pasja.

Agnieszka Smerek